top of page

Moje uzdrowienie było jak zmartwychwstanie Łazarza”. Cud ojca Pio, który doprowadził do jego kanonizacji

Matteo miał zaledwie 7 lat, gdy zapadł na śmiertelną chorobę. Lekarze nie dawali mu żadnych szans. I wtedy, podczas śpiączki, chłopiec zobaczył ojca Pio w asyście trzech aniołów…

Święty ojciec Pio po swojej śmierci wielokrotnie interweniował w życie na ziemi. Jednym z najbardziej znanych jest przypadek włoskiego chłopca, Matteo Pio Colelli, którego niewytłumaczalne z punktu widzenia medycznego uzdrowienie na pewno przeszło do historii, utorowało drogę do kanonizacji znanego stygmatyka i jest dowodem na działanie Boga w życiu człowieka.

Dziewięć upośledzonych organów

20 stycznia 2000 roku u Matteo zdiagnozowano ostre zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych wywołane przez bakterie. Około godziny 10.00 do jego mamy Marii Luci Ippolito zadzwonił telefon ze szkoły. Jego nauczycielka poinformowała, że Matteo nie czuje się dobrze, ma silne dreszcze i przechyloną na bok głowę.

Wieczorem chłopiec miał już halucynacje i został przyjęty w trybie pilnym do szpitala, który założył ojciec Pio – „Casa Sollievo della Sofferenza” znajdującego się w San Giovanni Rotondo. Jego tata pracuje tam jako lekarz urolog.

Następnego dnia Matteo zapadł w śpiączkę, był w stanie krytycznym. Lekarze byli pewni, że przegra walkę o swoje życie. Stwierdzili u niego m.in. kwaśnicę metaboliczną, intensywną sinicę, obrzęk płuc, nadmiar kreatyniny i bilirubiny. Miał 40 stopni gorączki.

Ostatnia szansa

Choroba zaatakowała m.in. nerki, układ oddechowy, zaburzyła proces krzepnięcia krwi. Chłopiec miał dziewięć upośledzonych organów. Jednak jeszcze w ostatnich chwilach przytomności chciał się napić i powiedział: „Kiedy dorosnę, chcę stać się bogatym, aby dać wszystko ubogim”. Po tych słowach trafił już na intensywną terapię.

Jego rokowania były bardzo złe. Serce przestało pracować. Po godzinie reanimacji, gdy lekarze zaczęli zdejmować maski i rękawiczki, jeden z nich szepnął do ordynatora, aby zrobić jeszcze jedną próbę. „W porządku” – odpowiedział. „Ale ojciec Pio musi tu wsadzić swoje ręce”. Matteo dostał zastrzyk adrenaliny i serce zaczęło ponownie bić.

Brat z białą brodą w asyście aniołów

Matteo tamten czas wspomina tak: „Nie czułem się dobrze. Powiedziałem mamie, że nie chcę chodzić do szkoły, ale ona mnie zmusiła, ponieważ nie lubiłem tam chodzić. Tej nocy, kiedy moja mama przyszła do mojego pokoju powiedzieć mi dobranoc, nie poznałem jej. Natychmiast zabrali mnie do szpitala”.

Podczas śpiączki chłopiec widział ojca Pio w asyście trzech aniołów. Jeden z nich miał złote skrzydła i białą tunikę, a dwóch pozostałych białe skrzydła i czerwone tuniki.

„Ojciec Pio znajdował się po mojej prawej stronie i powiedział bym się nie martwił, bo wkrótce będę wyleczony. W rzeczywistości moje uzdrowienie było jak zmartwychwstanie Łazarza” – wyjaśnia Colello.

W tym trudnym czasie jego mama chodziła modlić się nad grobem św. ojca Pio. Błagała go o pomoc i życie dla ukochanego dziecka.

 

Cudowne uzdrowienie

21 stycznia dzieje się coś niezwykłego, jego narządy zaczynają pracować. Po kilku dniach chłopiec budzi się ze śpiączki i prosi o swoje ulubione lody.

Od tamtego czasu Matteo traktuje świętego zakonnika jak swojego dziadka, któremu może się zwierzyć ze swoich problemów i prosić go o pomoc. „Kiedy rozmawiam z kimś, kto nie wierzy, mówię mu: Jestem tutaj. Dla nauki to niewytłumaczalne, ale istnieje inne wytłumaczenie, którego nie możemy zrozumieć” – powiedział w wywiadzie dla agencji ACI Prensa.

 

Nauka nie umie tego wytłumaczyć

W procesie kanonizacyjnym ojca Pio dr Violi wykazał, że gdy istnieje więcej niż 5 niedoborowych narządów, to różne sposoby leczenia wydają się być bezużyteczne. Napisał również, że literatura międzynarodowa nie wspomina o nikim, kto by przeżył taką patologię.

Matteo był obecny na kanonizacji ojca Pio i jak powiedziała w jednym z wywiadów jego mama, miał nawet okazję ucałować rękę papieża. Na placu św. Piotra w Rzymie przyjął swoją Pierwszą Komunię Świętą.

Teraz Colello pomaga innym, chce być blisko tych, którzy nie mieli tyle szczęścia, co on. Jednym z jego priorytetów jest pomoc autystycznym dzieciom, z zaburzeniami intelektualnymi i relacyjnymi, z którymi wykonuje terapię wodną.

Studiuje psychologię na uniwersytecie w Foggi. Jest zaręczony. Nie zapomina modlić się za innych, nawet za tych, którzy tego nie robią. Jego mama założyła stowarzyszenie „Cyrenejczyk” (Cyrene Onlus), które pomaga tym, którzy są chorzy na raka i cierpią samotnie.

Źródła: ilgiornale.it; catholicnewsagency.com; foggiatoday.it

Artykuł z Aletia  skopiowany

Odkryj nowe, nieznane dotąd cuda ojca Pio

Udostępnij

476

Silvia Lucchetti | 23/08/2016

Każda osoba, która dzięki wstawiennictwu ojca Pio doznała uzdrawiającej łaski Boskiej, staje się bez wyjątku całkowicie inną osobą. Oto trzy niezwykłe historie.

Wiele lat wcześniej, kiedy urodzony jako Francesco Forgione przyszły święty miał dopiero trzydzieści pięć lat i od kilkunastu lat pracował już jako kapłan, papież Benedykt XV miał o nim powiedzieć: „Ojciec Pio to człowiek o naprawdę wielkiej duszy, to jedna z tych niezwykłych osób, które Bóg zsyła nam od czasu do czasu na ziemię, aby nawracać ludzi”.

Sylwetkę św. Pio znakomicie przybliża książka pt. “Padre Pio. I miracoli sconosciuti del santo con le stigmate” („Ojciec Pio. Nieznane cuda świętego ze stygmatami”), opublikowana nakładem wydawnictwa The Fountain of Siloam. Jej autor, hiszpański dziennikarz i pisarz José María Zavala, nie tylko ciekawie opisuje fakty z życia świętego zakonnika, ale dodatkowo przytacza bardzo dużą liczbę świadectw dotyczących nowych, nieznanych wcześniej nawróceń, cudów i łask, jakich doznały za wstawiennictwem włoskiego kapucyna osoby będące w różnym wieku, pochodzące z różnych stron świata.

Wszystkie te jakże szczere i wzruszające historie znakomicie ilustrują po latach prawdziwie proroczy charakter słów św. ojca Pio, który powiedział kiedyś: „większym uznaniem cieszyć się będę po śmierci, aniżeli za życia”.

Czytaj także:

Pełne humoru cuda ojca Pio

Nie ulega bowiem wątpliwości, że dziś, prawie 50 lat po swej śmierci, ojciec Pio jest bardziej niż kiedykolwiek obecny w duchowym życiu ogromnej liczby wiernych nie bez powodu darzących go czcią i uwielbieniem. I to zarówno tych, którzy mieli okazję poznać go osobiście lub za sprawą współczesnych mu przekazów, jak i tych, którzy w kluczowych momentach swego życia mieli szczęście, za sprawą Opatrzności, spotkać go na swej drodze i otrzymać od niego niezwykłe dary, kiedy on sam był już w Raju.

Spośród wielu świadectw odnoszących się do cudów, które zostały w książce przytoczone w pierwszej osobie, a więc opowiedziane słowami samych wiernych, którzy bezpośrednio doświadczyli na sobie ich dobrodziejstwa, zamieszczamy poniżej kilka szczególnie wymownych przykładów dla zilustrowania niezwykłej różnorodności sytuacji życiowych, w jakich znajdowały się osoby cierpiące, ocalone dzięki wstawiennictwu Świętego Ojca Pio, wymodlonemu żarliwymi prośbami i głęboką wiarą.

 

Modlitwa przyjaciół ratuje mężczyźnie wzrok

„Dla kogoś, kto, jak ja, jest radiologiem, oczy są głównym narzędziem pracy”. Po przejściu niezliczonych terapii i zabiegów, „(…) w 2000 roku, po tym jak przypadkowo zdiagnozowano u mnie podwyższone ciśnienie wewnątrzgałkowe, stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią. (…) W kwietniu 2010 roku, sytuacja pogorszyła się: ciśnienie w lewym oku wzrosło do 20-22, i to pomimo że przez cały czas pozostawałem pod ścisłą opieką medyczną. W tej sytuacji, ryzyko konieczności poddania się przeze mnie operacji chirurgicznej jedynego „zdrowego” oka było bardzo wysokie.

Kilka dni później, zaprosiłem na obiad jednego z moich bliskich przyjaciół. Wiedziałem, że modlił się za mnie od chwili, gdy dowiedział się o moich poważnych problemach z oczami. Kiedy po obiedzie piliśmy kawę, wyciągnął z portfela i wręczył mi obrazek świętego Ojca Pio wraz z malutką relikwią pochodzącą z jego habitu. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym mnichu. „Masz, módl się do niego pełen wiary, a on Cię uzdrowi” – powiedział przyjaciel przekazując mi przyniesiony przez siebie drobiazg mający mnie chronić.

Zaniepokojony realną groźbą dalszego pogarszania się mojego stanu zdrowia, jeszcze tej samej nocy zacząłem odmawiać nowennę. Po kilku dniach przyjaciel zostawił mi na skrzynce głosowej mojego telefonu komórkowego krótką wiadomość: „Przyłóż relikwię do chorego oka”. I tym razem go posłuchałem. No i pamiętam, jak ogromne było zdziwienie badających mnie kilka dni później mnie lekarzy, kiedy analizując wyniki stwierdzili, że ciśnienie w oku spadło do 10! I moją ogromną ulgę, gdy dowiedziałem się, że operacja jednak nie będzie konieczna.

Czytaj także:

Ojciec Pio uczy, jak obchodzić się z aniołem stróżem

Oczywiście, aby całkowicie wykluczyć ryzyko błędnej diagnozy, lekarze specjaliści poddali mnie następnie całemu szeregowi dodatkowych badań, których wyniki potwierdziły na szczęście w całości moje cudowne uzdrowienie. A muszę przy tym zaznaczyć, że wcześniej ani hiszpańscy, ani amerykańscy lekarze, do których udałem się po ratunek nie mając już praktycznie większej nadziei na poprawę, nie byli w stanie w żaden sposób doprowadzić do zmniejszenia występującego w moim przypadku nadciśnienia wewnątrzgałkowego.

Kiedy opowiedziałem mojemu przyjacielowi o tym niezwykłym wydarzeniu, powiedział mi, że on, jego żona oraz ich dwoje dzieci każdej nocy odmawiali nowennę do ojca Pio w intencji mojego uzdrowienia.”

 

Anorektyczka, która sześć razy przerwała ciążę

„To, co chciałabym opowiedzieć to nie historia jednego, wielkiego cudu, ale świadectwo wielu malutkich cudów, których ojciec Pio dokonał w moim sercu. (…) Dorastałam przepełniona arogancją, w poczuciu pewności, że zawsze mogę otrzymać, to czego chcę. (…) I wszystko to, co miałam, osiągałam kosztem deptania ludzkiej godności. Moje życie seksualne było jednym wielkim bałaganem. Sześć razy przerywałam ciążę. Za każdym razem moje serce odmawiało Bogu przyjęcia tego ogromnego daru, jakim jest dziecko. (…)

W końcu zaczęłam czuć obrzydzenie do samej siebie. Zaczęłam się nienawidzić, pogrążając się pomału, ale coraz głębiej w ciemnej otchłani narkotyków i alkoholu. (…) Schudłam do tego stopnia, że mój terapeuta zdiagnozował u mnie anoreksję. (…) Kilka lat później, po nieudanym i zakończonym rozwodem małżeństwie z amerykańskim impresario, który był starszy ode mnie o dwadzieścia lat, pojechałam do Dallas, aby w domu moich rodziców starać się jakoś pozbierać, jakoś dojść do siebie. Gdy przyjechałam, wyglądałam jak nieboszczyk.

Opatrzność Boża sprawiła, że moja matka w międzyczasie zaprzyjaźniła się z pewnym filipińskim kapłanem. (…) Ponieważ nie miałam nic do roboty, pewnego dnia przyjęłam zaproszenie do wzięcia udziału w mszy, która miała być odprawiana w domu jednego lekarza. Celebransem w trakcie tej mszy był ojciec Santos Mendoza, który niedługo potem zaoferował mi swoją gotowość do wyspowiadania mnie w znajdującym się niedaleko, niewielkim mieszkaniu.

Stanąwszy w progu, w pierwszej chwili ogarnęło mnie zwątpienie,  czy to wszystko ma sens, bo od mojej poprzedniej spowiedzi minęło piętnaście lat. W końcu jednak przemogłam się i weszłam do środka.

Czytaj także:

Przyśnił mu się o. Pio. Teraz 19-latek zostanie świętym

Pamiętam, że gdy po zakończonej spowiedzi, Ojciec Santos Mendoza uśmiechając się zażartował, że jestem prawdziwą „grubą rybą”, która właśnie wpadła prosto w ręce Pana Boga, odczułam dziwną i zarazem przyjemną ulgę. Jakiś czas później, już po jego śmierci, dowiedziałam się, że ojciec Santos był egzorcystą i że w trakcie spowiedzi czytał w duszy otwierającego sobie drogę do pokuty grzesznika. Sama też zresztą tego doświadczyłam.

To właśnie dzięki niemu, odkryłam ojca Pio. (…) Ojciec Pio, ręką Świętego Ignacego Loyoli, obdarował mnie wielką miłością mojego życia: moim mężem Jesusem, który jest z pochodzenia Baskiem i sam też odbył edukację w szkole jezuickiej, a obecnie jest ojcem naszej córki Anamarii. Ilekroć przyglądam się mojej córeczce i rozmyślam o niej, chce mi się płakać ze szczęścia i dziękuję Panu Bogu za to, że ponownie zechciał zasiać tyle piękna w moim łonie, łonie, które wcześniej przez własny egoizm tyle razy zamieniałam w grobowiec”.

 

Dziewczynka, która chciała mieć braciszka

„Moja żona Andrea i ja przez cztery lata braliśmy udział w terapii leczenia niepłodności. (…) W końcu, w 2004 roku, urodziła się nasza córka Delfina María Luján. Trzy lata później, po pełnym nadziei, lecz jak się miało okazać niestety złudnym wyczekiwaniu drugiego dziecka, Andrea poroniła. Był to dla nas straszny cios, po którym nie mogliśmy dojść do siebie. (…)

Po jakimś czasie, udaliśmy się do położonego na północy Argentyny miasta Salta, a konkretnie do znajdującego się w dzielnicy Tres Cerritos Sanktuarium Niepokalanej Matki Bożego Serca Eucharystycznego Jezusa, gdzie ponad 60 000 ludzi gromadzi się dzień w dzień na modlitwie różańcowej odmawianej ku czci Patronki (…).

Zauważyłem, jak moja siostra Maria, będąca pokojówką w działającym przez sanktuarium ośrodku, wyjęła z kieszeni obrazek świętego ojca Pio i wręczyła go Andrei, aby ta modliła się do niego. W drodze powrotnej do domu, 3,5-letnia wówczas Delfina powiedziała nam w samochodzie, że właśnie widziała odzianego w długi habit zakonnika stojącego za jednym z drzew, u stóp którego siedziała jego matka.

Początkowo nie przywiązywaliśmy wagi do tego faktu, przypuszczając, że chodzi o typowy dla dziewczynki w tym wieku przejaw dziecięcej fantazji. Ale gdy później opowiedzieliśmy o tym mojej siostrze Marii, ta wyjaśniła nam, że wielu ludzi widziało już wcześniej ojca Pio obok tego samego drzewa.

A co ważniejsze, okazało się, że nasze modlitwy kierowane do świętego szybko zostały wysłuchane, ponieważ już miesiąc później dowiedzieliśmy się, że Andrea jest znowu w ciąży. Przewidywany termin porodu określono na 23 września. Czyli na ten sam dzień, w którym zmarł ojciec Pio. Nie namyślając się wiele, zgodnie postanowiliśmy, że jeśli narodzi się chłopiec, nadamy mu imię Pio, a jeśli dziewczynka, to nazwiemy ją Pia. (…)

Czytaj także:

10 inspirujących myśli ojca Pio dla osób pogrążonych w cierpieniu

Ponieważ jednak życie i tak pisze własne scenariusze, Pio Santiago zaskoczył nas wszystkich przychodząc na świat już 1 sierpnia, a więc 1,5 miesiąca przed spodziewanym terminem. W tej sytuacji 23 września odbył się jego chrzest. Zorganizowaliśmy go w kościele pod wezwaniem świętego Pio, niedaleko miasta La Plata. Później, w podziękowaniu za tak owocne wstawiennictwo, wysłaliśmy kopię nagrania z uroczystości chrztu małego Pio Santiago do Sanktuarium w San Giovanni Rotondo”.

**********

Trudno nie być podbudowanym lekturą tak pasjonujących, przesyconych dramaturgią autentycznych historii życiowych zakończonych happy endem. A przecież powyżej przytoczyliśmy tylko niektóre z nich. Niezależnie od tego, warto przy tej okazji mieć na uwadze informację zamieszczoną w notce prezentującej książkę, w której to można przeczytać, że prawdziwy cud, jakiego dokonuje ojciec Pio za każdym razem, gdy wstawiając się za osobą cierpiącą doprowadza do jej fizycznego lub psychicznego uzdrowienia, polega tak naprawdę na czymś innym:

„Jak wynika ze świadectw spisanych w tej książce, każda osoba, która dzięki wstawiennictwu ojca Pio doznała uzdrawiającej łaski Boskiej, staje się bez wyjątku całkowicie inną osobą. Ja sam mogę zapewnić, że do tej pory nie spotkałem ani jednego przypadku, w którym osoba krocząca wcześniej złą lub niebezpieczną drogą po otrzymaniu „daru” od Boga wymodlonego za wstawiennictwem ojca Pio nie doznałaby radykalnej zmiany w swoim życiu i nie nawiązała dużo mocniejszej, dużo bardziej wymagającej, ale zarazem też dużo radośniejszej relacji z Chrystusem”.

Tekst opublikowany we włoskiej edycji portalu Aleteia

„Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie” – O św. o. Pio

Opublikowano Luty 7, 2013by emjot

 

” Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie” (J 4, 48).                         

W ten  Jezus wyjaśnia ostateczny sens wszystkich cudownych wydarzeń opisanych w Ewangeliach oraz tych, które się dokonały w życiu świętych.

2 maja 1999 r. Na Placu św. Piotra Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał beatyfikacji o. Pio, który jest niewątpliwie największą charyzmatyczną postacią naszych czasów. Wprowadził on w osłupienie i zakłopotanie nie tylko intelektualistów i naukowców XX wieku, ale również ludzi, dla których Pan Bóg jest jakąś daleką i mało realną rzeczywistością.

Uzdrawiać może tylko sam Bóg i Matka Boża

O. Pio wielokokrotnie podkreślał, że uzdrawiać może tylko sam Bóg i Matka Boża, a on jest tylko niegodnym pośrednikiem Bożego działania. Chorzy, którzy po leczeniu u najsłynniejszych specjalistów stracili nadzieję na uzdrowienie, w odruchu rozpaczy zwracali się o pomoc do o. Pio. Uzdrowienia, które się dokonywały po jego modlitwie, były wyzwaniami rzuconymi nauce i do dzisiaj wprawiają w osłupienie cały świat lekarski

 

Wśród modlących się pielgrzymów była Gemma Di Giorgi z Agrigento, która urodziła się w 1939 r. niewidoma, ponieważ nie miała źrenic. W wieku siedmiu lat pojechała ze swoją babcią do o. Pio, który modląc się dotknął jej oczu ręką zakrwawioną od rany stygmatu. Stała się wtedy rzecz niewiarygodna. Gemma zyskała całkowitą zdolność widzenia, chociaż w dalszym ciągu nie miała źrenic. Wielokrotne badania naukowe wykazują, że Gemma, nie mając źrenic do dzisiejszego dnia, doskonale widzi. Mamy tutaj do czynienia z nieustannie trwającym cudem.

W przypadku Gemmy zostały zawieszone powszechnie obowiązujące prawa naturalne. Bez źrenic nie powinna w ogóle widzieć, a ona, mimo tego fizycznego braku, ma doskonały wzrok. Stoimy tutaj przed tajemnicą wszechmocy samego Boga, dla którego nie ma nic niemożliwego.

Inny przypadek zawieszenia praw naturalnych za wstawiennictwem o. Pio miał miejsce u kolejarza Giuseppe Canaponi, który w wypadku doznał całkowitego zniszczenia kolana lewej nogi. Nie mógł jej zginać i poruszał się przy pomocy kul. Po spowiedzi u o. Pio, Canaponi w pełni odzyskał zdolność zginania i chodzenia na uszkodzonej nodze. Fakt ten wstrząsnął światem medycznym i był dyskutowany na kongresie chirurgów ortopedów w Rzymie. Prześwietlenia i inne badania wykazały, że po cudzie odzyskania pełnej władzy poruszania się, noga w kolanie nie uległa żadnej organicznej zmianie, a więc, z medycznego punktu widzenia, było niemożliwe nawet minimalne jej zginanie. Wbrew wszelkim prawom biologii, Canapone odzyskał pełną sprawność chodzenia, biegania, skakania, taką samą, jaką miał przed wypadkiem. Był to ciągle trwający cud zawieszenia praw naturalnych. Nie ma logicznego i naukowego wytłumaczenia dla tego niesamowitego faktu.

Wśród niezliczonej rzeszy pielgrzymów przybyłych na beatyfikację z całego świata byli nie tylko ci, którzy spotkali o. Pio w czasie jego ziemskiego życia, ale również ci, którzy spotkali go i doznali różnych łask już po jego śmierci.

Wśród pielgrzymów była Irlandka Mary z Galway,która kilka lat temu przeżyła niezwykle silne pokusy, natrętne myśli i wątpliwości dotyczące rzeczywistej obecności Jezusa Chrystusa wEucharystii. Po kilku tygodniach walki wewnętrznej, podczas Mszy św. Pomodliła się do o. Pio prosząc go o pomoc. W pewnym momencie, ku swojemu wielkiemu zdumieniu, zobaczyła jego promieniejącą postać. Wizja ta trwała bardzo krótko. Później, kiedy kapłan łamał Hostię, poczuła niezwykle silny i wspaniały zapach, jakby wszystkie kwiaty świata stworzyły symfonię najwspanialszych woni na cześć Chrystusa obecnego w Eucharystii. Mary wyznała, że to wydarzenie całkowicie zmieniło jej życie, że dzięki wstawiennictwu o. Pio odzyskała mocną wiarę w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii, a Msza św. Stała się dla niej najważniejszym wydarzeniem.

We Mszy św. Beatyfikacyjnej uczestniczyła również cudownie uzdrowiona w listopadzie 1995 r. Consiglia De Martino z Salerno. Opierając się na fakcie jej cudownego uzdrowienia, Kongregacja do Spraw Świętych wydała dekret o cudzie, który jest ostatnim koniecznym warunkiem na drodze do beatyfikacji. Consiglia, 46-letnia matka trójki dzieci zachorowała 31.10.1995 r.. Na szyi pojawił się powiększający się guz wielkości pomarańczy, który powodował trudności w oddychaniu i ból. Przebywając w szpitalu, wieczorem w przeddzień operacji, Consiglia płacząc modliła się do o. Pio: „Proszę Cię, abyś uprosił u Boga moje uzdrowienie. Zrób to ze względu na mojego męża i moje dzieci”. Po tej pełnej ufnej wiary modlitwie poczuła wspaniały zapach kwiatów. Zrozumiała, że w ten sposób o. Pio dał jej znać o swojej obecności. Odczuła na chorym miejscu dotknięcie niewidzialnej dłoni. Ból natychmiast ustąpił. Kiedy rano się obudziła, guza już nie było. Lekarze jeszcze przez 4 dni poddawali Consiglię szczeółowym badaniom i stwierdzili niewytłumaczalne dla medycyny całkowite uzdrowienie.

Heroiczną wiarą przyczynił się do licznych nawróceń.

Dla ludzi niewierzących Bóg, niebo, piekło, czyściec, życie wieczne, aniołowie, złe duchy, to są tylko puste i nic nie znaczące słowa.

Natomiast dla wierzących oznaczają bardzo konkretną rzeczywistość. Łaskę wiary zdobywa się poprzez nawrócenie, czyli przez zmianę myślenia i wartościowania, przez powrót do Boga, a to wiąże się z żalem za grzechy i rozpoczęciem nowego życia według wymagań Ewangelii.

Największymi cudami, które zostały dokonane za wstawiennictwem o. Pio były niewątpliwie nawrócenia. Każdego dnia przy konfesjonale o. Pio dokonywały się cudowne przemiany serc.

Jednym z najgłośniejszych przypadków było nawrócenie wybitnego włoskiego prawnika Cesare Festa, doradcy króla Wiktora Emanuela III, który w masońskiej hierarchii doszedł do jednej z najwyższych pozycji i został mistrzem loży w Genui. W sposób bezkompromisowy zwalczał Kościół Katolicki. Po godzinnej rozmowie z o. Pio ukląkł przed nim i poprosił o spowiedź, a na tajnym zebraniu loży dokonał odprzysiężenia, odważnie wyznając swoją wiarę.

Również inni zawzięci masoni, ateiści i niepratykujący zmieniali się w żarliwych katolików. Wśród nich byli słynny biolog Ezio Saltamerenda, najbardziej popularny konferansjer telewizyjny w latach 50-tych Mario Riva, wielki włoski kolarz Fausto Coppi, słynny turyński pisarz Pitigrilli, bohater francuskiego ruchu oporu lekarz Michel Boyer, najbardziejbojowy komunista z Velletri Constante Rosatelli, walczącakomunistka Italia Betti znana jako „herod baba K. Marksa”,światowej sławy artysta rzeźbiarz Francesco Messina, słynnyaktor komediowy Carlo Campanini, aktor Mario Amendoli,popularne aktorki Elza Merlini, Liza Gastoni, Lea Padovani, Silvana Pampanini i wiele innych.

Ojciec Pio został obdarowany nadzwyczajnymi charyzmatami: zdolnością bilokacji, czyli bycia równocześnie w dwóch miejscach na raz, często odległych od siebie setki kilometrów, zdolnością przenikania przez zamknięte drzwi, darem odczytywania myśli i sumień, doświadczeniem obecności aniołów i duchów nieczystych itd. Charyzmaty te miały pomóc o. Pio w jego powołaniu bycia świadkiem niedoświadczalnej zmysłami, rzeczywistości nadprzyrodzonej.

Jego zasadniczą misją było kierowanie ludzi ku Bogu i bycie dla nich nadzwyczajnym znakiem zbawienia, które się dokonało w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.

O. Pio przypominał ludziom, że Jezus Chrystus – prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek – cierpiał i umarł na krzyżu z powodu naszych grzechów i zmartwychwstał dla nas i dla naszego zbawienia. Kiedy ludzie o tej prawdzie zapominają albo ją ignorują lub fałszują, Pan Bóg interweniuje poprzez nadzwyczajne znaki i cuda.

 

” Szuka się Boga w książkach – pisał o. Pio – znajduje się Go w modlitwie.Kryzysy w wierze wynikają z braku modlitwy. Boga odnajduje się nie w książkach, lecz na modlitwie. Im ktoś więcej się modli, tym bardziej odnajduje Boga, a jego wiara wzrasta.

Dzieci moje, nigdy nie zaniedbujcie modlitwy. Módlcie się często w ciągu dnia. Tylko modląc się znajdziecie i doświadczycie miłość Boga. Modlitwa jest chlebem i życiem duszy, oddechem serca, spotkaniem z Bogiem.

Kiedy przeżywacie stany nieufności, wątpliwości lęku, cierpienia, w sposób szczególny trzeba uciekać się do Pana w modlitwie i znajdować w niej umocnienie i zachętę”.

Ojciec Pio jest dla nas przykładem heroicznej wiary. Uczy nas, że mamy zrobić wszystko, aby w naszym życiu pełniła się wola Boża. Dlatego musimy oddawać się codziennie Bogu i stawać się całkowicie Jego własnością. Tylko wtedy będziemy wolni od lęków i zmartwień, wiedząc, że gdy dotknie nas cierpienie, choroba i perspektywa bliskiej śmierci, jesteśmy bezpieczni w kochających rękach Boga, a wtedy również te bolesne doświadczenia przyczynią się do pogłębienia naszego duchowego dobra. Takie całkowite poddanie się woli Bożej jest możliwe do osiąnięcia tylko przez codzienną, pełną dziecięcej ufności, wytrwałą modlitwę.

Bóg nie może nas zbawić bez cierpienia

Za pośrednictwem o. Pio Chrystus dokonał ogromnej liczby niezwykle szokujących i spektakularnych, udokumentowanych naukowo, cudownych uzdrowień i nawróceń. Ale o. Pio był przede wszystkim człowiekiem heroicznej wiary i nieustannej modlitwy.

W ciągu całego swojego ziemskiego życia bardzo cierpiał, ofiarując Bogu to cierpienie jako wynagrodzenie za grzechy innych ludzi. Powołaniem o. Pio była miłość, która najpełniej wyraziła się w współcierpieniu z Chrystusem dla zbawienia ludzkości.

Mówił:

„wszystko zawiera się w tych słowach: spala mnie miłość do Boga i bliźniego (…). Dusze mają wielką cenę, musimy zdobywać je tak, jak to czynił Jezus Chrystus”.

Ojciec Pio przypomina nam, że cierpienie przyjęte z miłością i przeżywane z wiarą, w zjednoczeniu z Jezusem Chrystusem, ma ogromna wartość. Staje się drogą naszego zbawienia.

Tak pisał na temat cierpienia w swoich listach:

„Nie przejmuj się tym, że natura buntuje się przeciw cierpieniu, ponieważ, poza grzechem, jest to coś zupełnie naturalnego. Twoja wola, dzięki pomocy Boga, będzie zawsze zwyciężać cierpienie, a jeśli nie będziesz zaniedbywać modlitwy, miłość Boga nigdy nie osłabnie w twej duszy (…).

Aniołowie zazdroszczą nam tylko jednego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Tylko cierpienie pozwala powiedzieć z całym przekonaniem: Mój Boże, dobrze wiesz, że Cię kocham (…). Tak, kocham krzyż, tylko krzyż; kocham go dlatego, że widzę go na ramionach Chrystusa (…).

Nie kocham cierpienia samego w sobie; proszę o nie Boga, pragnę go z powodu owoców, które mi daje. Ono bowiem oddaje chwałę Bogu, ocala bliźnich na tym wygnaniu, uwalnia dusze z ognia czyścowego. Cierpienie jest moim codziennym chlebem (…).

Nie chciejmy zaprzeczać, że cierpienie jest koniecznie potrzebne naszej duszy, a krzyż powinien być naszym codziennym chlebem. Jak ciało potrzebuje pokarmu, tak dusza potrzebuje krzyża – dzień po dniu – aby oczyszczać się i odrywać od stworzeń.

Chciejmy zrozumieć, że Bóg nie chce i nie może nas zbawić ani uświęcić bez krzyża; im bardziej pociąga do siebie jakąś duszę, tym bardziej ją oczyszcza przez krzyż (…).

Pan Jezus nie żąda od ciebie, abyś z Nim dźwigała krzyż przez całe życie, ale niosła mały jego kawałek, w którym mieszczą się ludzkie cierpienia (…). Przede wszystkim czuję się zobowiązany powiedzieć ci, że Jezus potrzebuje takiego człowieka, który wraz z Nim cierpi z powodu ludzkiej bezbożności, i dlatego prowadzi cię drogami cierpienia.

Ale niech zawsze będzie wysławiana Jego miłość, która potrafi słodkie z gorzkim i przemieniać przejściowe cierpienia życia w wieczną nagrodę (…). Kto zaczyna kochać, ten powinien być gotowy na przyjęcie cierpienia”.

Przez ostatnie 50 lat swojego życia o. Pio nosił na rękach, nogach i w boku nieustannie krwawiące, bolesne rany, widzialne znaki męki i śmierci Jezusa. Stygmaty te otrzymał podczas nadzwyczajnego doznania mistycznego.

Tak je opisał w liście do swego kierownika duchowego:

„Przed oczami mego umysłu stanął Niebiański Gość. Trzymał w ręku coś na kształt narzędzia podobnego do długiej żelaznej klingi, zakończonej dobrze wyostrzonym szpicem, który zdawał się ziać ogniem. I tym rozpalonym narzędziem rzucił z całych sił w mą duszę… Nie potrafię opisać moich cierpień. Miałem uczucie, jakby mi rozdzierano wnętrzności. Od owego dnia zacząłem nosić w sobie śmiertelną ranę. W samej głębi duszy czuję stale otwartą ranę, źródło mych ustawicznych katuszy”.

Po otrzymaniu stygmatów 20 września 1929 roku o. Pio z trudem dowlókł się się z kaplicy do swej celi zostawiając na korytarzu ślady krwi. Jego przełożony po obejrzeniu ran, zaniepokojony tym wszystkim, co zobaczył, napisał do generała zakonu:

„Nie są to plamy ani też odciśnięte ślady, lecz autentyczne rany na wylot. W boku zaś istniej istneje rozdarcie, z którego nieustannie wypływa krew bądź krwawa ciecz”.

Rany, które nosił, oraz cierpienia fizyczne i duchowe czyniły go szczególnym uczestnikiem Chrystusowego dzieła odkupienia ludzkości przez cierpienie i krzyż. Dzięki temu o. Pio stał się niezwykle wymownym i czytelnym znakiem Chrystusa, któremu rzeczywiście zadajemy ogromne cierpienie, kiedy przez grzechy odrzucamy i gardzimy Jego miłością.

W homilii podczas Mszy beatyfikacyjnej Ojciec Święty powiedział, że każdy, kto spotkał o. Pio

„odkrywał w nim obraz Chrystusa cierpiącego i zmartwychwstałego. Na obliczu o. Pio jaśniało światło zmartwychwstania, a jego ciało naznaczone stygmatami, ukazywało intymny związek pomiędzy śmiercią i zmartwychwstaniem”.

Ku wielkiemu zdumieniu świata nauki, kazdego dnia przez pięćdziesiąt lat z ran o. Pio wypływała tętnicza krew, a rany te w ogóle się nie zmieniały, przez cały czas zachowały świeżość i pozostały zawsze takimi, jakie pokazały się w dniu stygmatyzacji. Nie uległy żadnym zmianom zwyrodnieniowym, nigdy nie goiły się i nie wydawały nieprzyjemnych woni, nie wywoływały stanów martwiczych skóry i nigdy na nich nie pojawił się ropień. Istnienie tych ran pozostaje dla medycyny nierozwiązaną zagadką i jest w absolutnej sprzeczności z prawami przyrody.

Po śmierci o. Pio 23 września 1968 roku wszystkie rany w tajemniczy sposób zniknęły, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu blizn. Był to kolejny wielki cud, który wprawił w zdumienie świat nauki.

Walka z szatanem

Bardzo ważną misją o. Pio było zdemaskowanie istnienia i działania złych duchów. Dzięki swojej heroicznej wierze i miłości o. Pio był wyjątkowym obiektem nienawiści szatana, który, za dopustem Bożym, z niesłychaną gwałtownością wyładowywał na nim swój gniew.

Nocą często z celi o. Pio dochodziły dziwne odgłosy. Złe duchy biły go nieraz do krwi, przedstawiały mu się w przerażających scenach pod postaciami nagich, lubieżnie tańczących dziewcząt, strasznego czarnego kota, czasami przybierały postać jego anioła stróża.

O. Pio każdej nocy walczył z szatanem. Pisał:

„Jezus pozwala im wyładowywać złość na mej osobie. Jestem cały potłuczony od ich niezliczonych uderzeń”.

Strategią działania złych duchów jest ukrywanie się i sugerowanie ludziom, że nie istnieją. W ten sposób mają ułatwione zadanie w nakłanianiu ludzi do grzechu, pogrążaniu ich w niewoli zła i w prowadzeniu do piekła.

Osoba o. Pio była czytelnym znakiem tego dramatycznego zmagania się sił zła z Bogiem o dusze ludzkie. W jednym ze swoich listów o. Pio napisał:

„Polem walki pomiędzy Bogiem a szatanem jest dusza ludzka. To w niej toczy sie ta walka w każdym momencie życia. Trzeba, aby dusza dała wolny dostęp Panu i była przez Niego w pełni uzbrajana wszelkiego rodzaju bronią, aby Jego światło oświecało ją, wskazując, gdzie tkwi zło. Trzeba, aby dusza przyoblekła się w Jezusa Chrystusa, w Jego prawdę i sprawiedliwość, aby założyła pancerz wiary i słowa Bożego, dopiero wtedy odniesie zwycięstwo nad tak potężnymi wrogami. Aby przyoblec się w Jezusa Chrystusa, koniecznie musi umrzeć ludzkie < ja >”.

Módlmy się do […] świętego o. Pio, aby uczył nas zwyciężać w codziennym zmaganiu się z największymi wrogami naszego zbawienia.

Cuda Ojca Pio

 

                 

Jest bardzo trudno zdefiniować słowo „cud”. Cudami można nazwać wydarzenia nadprzyrodzone, wydarzenia nie z tej ziemi. Cudami także nazywamy fenomen kiedy serce idzie za wewnętrzną siłą: wolą Boga!

Życie Ojca Pio było pełne cudów, ale tylko cudów niebiańskich.  Dlatego Ojciec Pio zachęcał ludzi aby dziękowali Bogu który jest jedynym źródłem cudów.

 

Pierwszy zanotowany cud Ojca Pio wydarzył się w roku 1908.  Mieszkał w tym czasie w klasztorze Montefusco.  Jednego dnia Ojciec Pio zebrał w pobliskim lesie kasztany do torby i wysłał w prezencie do Pietrelcina do jego cioci Darii.  Kobieta otrzymała kasztany, zjadła je, a torbę zatrzymała na pamiątkę.  Kilka dni później szukała czegoś w szufladzie gdzie jej mąż zwykle trzymał proch do pistoletu.  Był wieczór więc oświetlała sobie pokój świeczką. Nagle szuflada zapaliła się od świeczki, a od niej ciocia Daria. Szybko złapała torbę którą przesłał jej Ojciec Pio i przyłożyła do twarzy.  Momentalnie, ból zniknął, a żadnych ran, blizn i poparzeń nie pozostało na jej twarzy.

 

Podczas drugiej wojny światowej, we Włoszech, racjonowano chleb.  W Ojca Pio klasztorze bywało dużo gości oraz biednych którzy żebrali o jedzenie.  Jednego dnia zakonnicy poszli do refektarza i zauważyli że w koszyku był tylko 1 kilogram chleba.  Bracia pomodlili się i siedli żeby się posilić.  Ojciec Pio wszedł do kościoła, a wychodząc po chwili, niósł kilka bochenków chleba w rękach.  Przełożony zapytał Ojca Pio: „Skąd wziąłeś te bochenki?”  Ojciec Pio odpowiedział: „Pielgrzym przy drzwiach mi je dał.” Wszyscy milczeli, ale każdy wiedział że tylko Ojciec Pio mógł spotkać takiego pielgrzyma.

 

Raz w klasztorze Ojca Pio, zakonnik zapomniał konsekrować wystarczająco Hostii na Komunię Świętą.  Z tego też powodu była ich mała ilość do rozdania.  Ale gdy po spowiedzi Ojciec Pio udzielał Komunii, dużo więcej Hostii pozostało niż było konsekrowanych.

 

Duchowna córka Ojca Pio czytała jego list przy drodze.  Wiatr powiał i wyrwał jej list z rąk. List leciał i leciał w dół drogi, przez łąkę aż wreszcie opadł na kamieniu.  W ten sposób kobieta odzyskała list.  Dzień później, spotkała Ojca Pio który jej rzekł, „Musisz uważać na wiatr następnym razem.  Gdybym nie przytrzymał listu moją nogą, odleciałby daleko w dolinę.”

 

 

Pani Cleonice, córka kościoła Ojca Pio, opowiadała:  „Podczas drugiej wojny światowej mój siostrzeniec trafił do niewoli.  Nie mieliśmy żadnych wieści o nim przez rok i zaczęliśmy obawiać się, że nie żyje.  Jednego dnia matka tego chłopca wybrała się do Ojca Pio,  uklękła przed jego konfesjonałem i zrozpaczona rzekła doń: „Ojcze, powiedz mi, czy mój syn żyje.  Nie odejdę stąd, dopóki nie otrzymam od Ciebie odpowiedzi.” Ojciec Pio współczuł jej serdecznie i ze łzami w oczach powiedział: „Wstań i idź w pokoju, niewiasto.” W kilka dni później, nie mogąc znieść już cierpienia jego rodziców, zdecydowałam sama poprosić Ojca Pio o cud.  „Ojcze, napiszę list do mojego siostrzeńca Giovannino.  Na kopercie napiszę tylko jego imię i nazwisko, bowiem nie wiemy gdzie obecnie się znajduje.  A Ty i Twój Anioł Stróż znajdą go i sprawią, że ten list zostanie mu doręczony.” Ojciec Pio nic nie odpowiedział więc ja szybko wzięłam się za pisanie listu.  Wieczorem, przed pójsciem spać położyłam go na stoliku, koło łóżka.  Następnego ranka, ku mojemu wielkiemu zdumieniu i przerażeniu list zniknął.  Udałam się więc do Ojca Pio aby złożyć mu dzięki lecz on powiedział: „Złóż dzięki Naszej Pani.”  Po niecałych dwóch tygodniach otrzymaliśmy odpowiedź od mojego siostrzeńca.  Szczęście spłynęło na całą naszą rodzinę i z głębi serca dziękowaliśmy Bogu i Ojcu Pio.

 

Podczas drugiej wojny światowej syn pani Luizy służył w brytyjskiej marynarce wojennej w randze oficera.  Modliła się ona wtedy za niego, za przyjęcie przez niego Wiary i za jego Zbawienie.  Pewnego dnia angielski pielgrzym zawitał do Rotundy San Giovanni niosąc ze sobą angielskie gazety.  Luiza chciała je przeczytać. Znalazła fragment artykułu o zatopieniu statku, na którym służył jej syn.  Natychmiast pobiegła z płaczem do Ojca Pio, który pocieszając ją, mówił:  „Któż Ci powiedział, że Twój syn nie żyje?” Istotnie, Ojciec Pio podał jej dokładną nazwę i adres hotelu, w którym zatrzymał się ów oficer po ocaleniu się z wraku na Atlantyku.  Czekał on tam na zlecenie nowego zadania.  Luiza nie zwlekając wysłała do syna list i po około dwóch tygodniach dostała od niego odpowiedź.  Żył i był zdrowy.

 

Pewna kobieta w Rotundzie San Giovanni była takim dobrym człowiekiem, że Ojciec Pio twierdził, iż niemożliwością byłoby znaleźć najmniejszą skazę w jej duszy, wymagającą wybaczenia.  Innymi słowy, całe jej życie prostą drogą prowadziło do nieba.  Pod koniec Wielkiego Postu Paolina poważnie zachorowała.  Wszyscy wzywani doktorzy zgodnie twierdzili, że jej stan jest beznadziejny.  Jej mąż i ich pięcioro dzieci udali się do klasztoru aby modlić się z Ojcem Pio i prosić go o pomoc.  Dwoje z dzieci chwyciło jego sutannę i wtulając w nią twarze, płakało.  Ojciec Pio rozgniewał się trochę ale zaraz starał się je pocieszyć.  Obiecał, że będzie modlić się za nich, ale to wszystko, co może dla nich zrobić! Po czasie, na początku Siódmej Godziny, zachowanie czcigodnego Ojca uległo zmianie: poprosił o uzdrowienie Paoliny i oznajmił, iż jej wskrzeszenie nastąpi w Wielki Poniedziałek.  Lecz w Wielki Piątek Paolina straciła przytomność, zapadając w śpiączkę.  Następnego dnia, w Sobotę, zmarła.  Część jej rodziny przyniosła jej suknię ślubną aby ubrać w nią zmarłą, zgodnie z tradycją.  Inni z kolei pobiegli do klasztoru prosić Ojca Pio o cud.  Odpowiedział im tylko: „Będzie wskrzeszona” i odszedł w stronę ołtarza odprawiać Mszę Świętą.  Kiedy zaczął śpiewać „Gloria” i rozległ się dźwięk dzwonków obwieszczający zmartwychwstanie Chrystusa, głos Ojca Pio załamał się; zaczął szlochać i oczy jego wypełniły się łzami.  W tym samym momencie Paolina została wskrzeszona.  Bez żadnej pomocy wstała z łóżka, uklękła i odmówiła Pacierz trzy razy.  Potem wstała i uśmiechnęła się.  A więc została uzdrowiona... a raczej wskrzeszona.  Albowiem Ojciec Pio nie powiedział, że „wróci ona do zdrowia”, lecz że „zostanie wskrzeszona”.  A zapytana o to, co się stało kiedy umarła, odpowiedziała: „Wznosiłam się w górę, wyżej i wyżej, i kiedy otoczyła mnie wspaniała jasność, wróciłam z powrotem.”

 

Pewna kobieta powiedziała: „Moja pierworodna córka, która urodziła się w 1953. roku, została uratowana przez Ojca Pio kiedy miała osiemnaście miesięcy.  Rankiem 6. stycznia 1955. roku mój mąż i ja byliśmy w kościele na mszy świętej, a nasza córka była w domu z dziadkiem. Nastąpił wypadek: wpadła do wanny pełnej wrzątku.  Została poparzona na brzuchu i plecach.  Po godzinie przyszedł lekarz, obejrzał ją i kazał zabrać do szpitala, gdyż mogła umrzeć od ran oparzeniowych.  Z tego powodu nie dał nam żadnych lekarstw.  Po wyjściu doktora zaczęłam modlić się o pomoc Ojca Pio.  Było już prawie południe. Kiedy przygotowywałam się do pójścia do szpitala, moja córeczka, która była sama w swojej sypialni zawołała: „Mamusiu, nie mam już oparzeń!”  „Kto uleczył Twoje rany?” spytałam ją z wielkim zdumieniem, a ona odpowiedziała: „Ojciec Pio przyszedł. Zasklepił moje rany kładąc swą rękę na poparzeniach.” Istotnie, nie było nawet śladu na ciele mojej córeczki, mimo że lekarz dopiero co powiedział mi, że umrze.

 

Wieśniacy Rotundy San Giovanni z czułością wspominają to następujące zdarzenie.  Wiosną drzewa migdałowe zakwitły i obiecywały obfite plony.  Lecz niestety pojawiły się miliony żarłocznych gąsienic i pożarły liście i kwiaty.  Nie oszczędziły nawet skorup.  Po dwóch dniach nieudanych prób opanowania inwazji, wieśniacy dla których hodowla migdałów była jedynym źródłem utrzymania zdecydowali się porozmawiać o tym problemie z Ojcem Pio.  Ojciec Pio popatrzył na drzewa z okien swojego klasztoru i zdecydował się je pobłogosławić.  Nałożył święte szaty i począł się modlić.  Kiedy skończył, wziął wodę święconą i uczynił w powietrzu znak Krzyża Świętego w stronę drzew.  Następnego dnia gąsienice znikły ale drzewa wyglądały jak zeschnięte badyle.  To była istna katastrofa – całe plony zostały zmarnowane.  To co wydarzyło się później było niewiarygodne.  Mieliśmy obfite plony, plony, jakich nigdy przedtem nie widzieliśmy, lecz jak to jest możliwe, żeby drzewa zaowocowały bez kwiatów?  Jak można otrzymać owoce z drzew wyglądających jak zeschnięte badyle?  Naukowcy nigdy nie znaleźli odpowiedzi na ten fenomen.

 

W ogrodzie klasztornym rosły cyprysowe, owocowe i iglaste drzewa.  W letnie popołudnia Ojciec Pio zasiadywał w ich cieniu ze swymi gośćmi i przyjaciółmi aby schronić się przed skwarem słońca.  Pewnego razu, kiedy Ojciec Pio rozmawiał z dużą grupą ludzi, całe mnóstwo ptaków zaczęło ćwierkać i hałasować w cieniu drzew.  Ptaki te skomponowały symfonię.  Ojciec Pio zniecierpliwiony symfonią zadarł głowę i powiedział: „Cisza!”  W tym momencie zamarł hałas ptaków, świerszczy i cykad. Ludzie obecni przy nim byli wielce oszołomieni.  Ojciec Pio przemówił do ptaków jak Święty Franciszek.

 

Pewien mężczyzna powiedział: „Moja matka pochodzi z Foggi i była jedną z pierwszych córek kościoła Ojca Pio.  Poprosiła aby Ojciec Pio nawrócił i chronił mojego ojca.  W kwietniu 1945. roku mój ojciec został skazany na karę śmierci, która miała być wykonana przez pluton egzekucyjny.  Był przed plutonem kiedy nagle ujrzał Ojca Pio, który zjawił się, żeby go ocalić.  Dowądzący plutonem wydał rozkaz oddania ognia ale żaden z karabinów wymierzonych w mojego ojca nie wystrzelił.  Siedmiu żołnierzy i ich dowódca z niedowierzaniem sprawdzili swą broń lecz nie znaleźli w niej żadnych usterek.  Pluton znów wymierzył w mojego ojca i próbował oddać strzały po raz drugi lecz i tym razem karabiny nie wystrzeliły.  To tajemnicze i niewytłumaczalne zajście przerwało egzekucję.  Później mój ojciec otrzymał ułaskawienie od kary śmierci za zasługi w wojnie, za które otrzymał medal i gdzie również został kaleką.  Po powrocie do domu przeszedł na wiarę katolicką, otrzymał sakrament w Rotundzie San Giovanni i poszedł złożyć dzięki Ojcu Pio.  Dzięki temu spełnił się upragniony przez moją matkę cud, o który zawsze prosiła Ojca Pio: nawrócenie jej męża.”

 

Ojciec Onorato opowiadał:  „Przyjechaliśmy razem z moim kolegą motocyklem do Rotundy San Giovanni.  Dotarliśmy do klasztoru tuż przed południem.  Po oddaniu hołdu przełożonemu udałem się do sali jadalnej aby spotkać się z Ojcem Pio i pocałować jego rękę.  Muszę zauważyć, że mój motor był marki „Osa”, Ojciec Pio spytał się mnie więc: „Synu, czy ‘osa’ Cię nie ukąsiła?”  Byłem tym zdziwiony, ponieważ Ojciec Pio nie widział mnie kiedy zajechałem, ale skądś wiedział jakiego środku transportu użyłem aby się tu dostać.  Następnego ranka opuściliśmy Rotunde na mojej „Osie” udając się w stronę St. Michel, małego miasteczka położonego nieopodal.  Kończyła się benzyna więc postanowiliśmy napełnić bak w Monte St. Angelo.  Jednakże tuż po wjeździe do miasteczka okazało się, że mamy pecha, gdyż wszystkie stacje były zamknięte. Zdecydowaliśmy się więc wrócić do Rotundy San Giovanni z nadzieją, że spotkamy po drodze kogoś, od kogo będziemy mogli dostać paliwo.  Martwiłem się moimi braćmi w klasztorze; byłoby niewdzięcznością nie wrócić na czas południowego posiłku, gdyż wiedziałem, ze mnie oczekują.  Nagle silnik zaczął hałasować z powodu niedostatku benzyny i po kilku metrach motor stanął.  Po sprawdzeniu baku okazało się, że jest pusty. Ze smutkiem przypomniałem mojemu koledze, że zostało nam już tylko dziesięć minut, żeby zdążyć na wspólny posiłek z naszymi braćmi.  Nie byliśmy w stanie znaleźć żadnego rozwiązania i wtedy mój kolega z frustracją pchnął nogą korbę od rozrusznika. To było nie do uwierzenia.  Motor nagle zaczął działać.  Natychmiast ruszyliśmy w stronę Rotundy San Giovanni nie zadając sobie pytania jak to było możliwe, że uruchomiliśmy motocykl bez paliwa.  Kiedy dojechaliśmy na środek placu motor znów przestał działać, tak samo nagle, jak zaczął.  Sprawdziliśmy bak i okazało się, że był tak samo pusty jak przedtem.  Równie wielkie zdumienie ogarnęło nas, kiedy spojrzeliśmy na zegarki: było dziesięć minut przed czasem posiłku.  To oznaczało, ze przejechaliśmy piętnaście kilometrów w pięć minut: średnio 180 kilometrów na godzinę.  Bez benzyny! Wszedłem do klasztoru akurat wtedy, kiedy moi bracia schodzili na posiłek; a kiedy poszedłem zobaczyć się z Ojcem Pio, on tylko mi sie przyglądał i uśmiechał.

 

Był maj 1925. roku.  Maria miała małe dziecko, które było chore od urodzenia.  W związku z tym Maria była bardzo zatroskana o los swojego dziecka.  Po wizycie lekarskiej powiedziano jej, że jej dziecko ma bardzo skomplikowaną chorobę.  Nie było dla niej żadnej nadziei, żadnych szans na wyzdrowienie.  Wtedy Maria zdecydowała się pojechać pociągiem do Rotundy San Giovanni.  Mimo że mieszkała w maleńkiej miejscowości na południu Puglii (biedny rejon południowych Włoch), dotarły do niej opowieści o Ojcu Pio, o zakonniku, który był znamienny jak Jezus, czynił cuda, uzdrawiał chorych i dawał nadzieję zdesperowanym.  Natychmiast wyjechała w stronę Rotundy, lecz po drodze dziecko zmarło.  Czuwała przy nim całą noc a potem położyła do kufra i zamknęła wieko.  Następnego dnia dotarła do Rotundy San Giovanni.  Nie miała nadziei lecz nie utraciła wiary.  Tego wieczora poznała Ojca Pio.  Czekała w kolejce do konfesjonału i niosła na rękach kufer, gdzie znajdowało sie ciało jej synka, który zmarł dwadzieścia cztery godziny wcześniej.  Kiedy stanęła przed Ojcem Pio, uklękła, zapłakała i błagała o pomoc.  On przypatrywał się jej uważnie i wtedy ona uchyliła wieko i pokazała Ojcu zwłoki dziecka.  Ojciec Pio, do głębi serca poruszony jej żalem, wziął maleńkie ciałko jej synka i położył na jego czole swą dloń.  Modlił się, zadzierając głowę do Nieba.  Nagle dziecko ożyło.  Zaczęło ruszać rączkami, nóżkami i wyglądało tak, jakby dopiero co przebudziło się z długiego snu.  Zwracając się do matki, Ojciec Pio rzekł: „Matko, czemu płaczesz?  Twój syn spał!”  Okrzyki radości matki i zebranych wypełniły cały kościół i wydarzenia tego dnia i cudu, jaki uczynił Ojciec Pio były na ustach wszystkich.

 

Tego wieczora inżynier pozostał długo w klasztorze i kiedy zdecydował się wyjść zobaczył, że pada deszcz. Zwrócił się do Ojca Pio: “Nie mam parasola. Czy mogę zostać tutaj do rana? Bo jeśli nie to zmoknę na deszczu.” “Przykro mi przyjacielu, to jest niemożliwe. Ale nie martw się. Dotrzymam tobie towarzystwa.” Odpowiedział Ojciec Pio. Ale inżynier pomyślał, że byłoby lepiej dla Ojca Pio gdyby nie odbywał tej pokuty. Pomyślał tak pomimo, że byłoby bardziej bezpiecznie iść w jego towarzystwie. Inżynier włożył na głowę kapelusz i zaczął iść 3 kilometry dzielące klasztor od miasta. W momencie, gdy wyszedł zauważył ze zdziwieniem, że przestało padać.Kiedy dotarł do domu w którym gościł jeszcze trochę siąpiło. “Mój Boże!” wykrzyknęła kobieta, która otworzyła mu drzwi “Musisz być zupełnie przemoczony!” “Wcale nie.” Odparł inżynier “Przecież nie pada.” W tym momencie chłopi, którzy go gościli popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. “Co ty mówisz? Przestało padać. Leje deszcz. Posłuchaj!” Otworzyli drzwi, na zewnątrz padał gęsty deszcz. Powiedzieli mu, że deszcz padało bez przerwy przez godzinę. “Jak tobie się udało dojść tutaj i nie zmoknąć?” zapytali. Inżynier powiedział: “Ojciec Pio powiedział mi, że będzie mi towarzyszył.” Wtedy chłopi uświadomili sobie, że Ojciec Pio sprawił cud i powiedzieli mu o tym. “No to wszystko jest jasne, jeśli Ojciec Pio tak tobie powiedział.” Po wyjaśnieniu zdarzenia poszli do kuchni zjeść obiad i wtedy kobieta powiedziała: “Towarzystwo Ojca Pio jest z pewnością lepsze niż parasol”.

 

Człowiek z Ascoli Piceno (miasto we Włoszech) powiedział: “Pod koniec lat 50-tych pojechałem wraz z moją żoną do Saint Giovanni Rotondo, żeby pójść do spowiedzi, otrzymałem rozgrzeszenie, pokutę i poradę od Ojca Pio. Wieczorem byłem stale na terenie klasztoru, kiedy Ojciec Pio zobaczył mnie ponownie i zapytał: “Ciągle tu jesteś?” “Tak. Moja ”Mała Myszka” nie zapaliła!” powiedziałem - “Co to jest “Mała Myszka”?” zapytał Ojciec Pio - “To mój samochód. Nazywam go “Mała Myszka”. Odpowiedziałem - “Chodźmy to zobaczyć.” Powiedział Ojciec Pio. Powiedział mi, żebym ruszył w drogę co uczyniłem bez kłopotu. Jechaliśmy całą noc i przez następny ranek. Po przybyciu na miejsce odwiozłem samochód do warsztatu do przeglądu. Mechanik powiedział mi, że samochód miał nie działającą instalację elektryczną. Nie mógł uwierzyć, kiedy powiedziałem mu, że jechałem tym samochodem przez całą noc. W rzeczywistości przejechanie 300 kilometrów dzielących San Giovanni Rotondo i Ascoli Picena w takim samochodzie było niemożliwe. Zrozumiałem, że Ojciec Pio pomógł wrócić do domu i w myślach podziękowałem mu za to.

 

Mąż jednej kobiety był bardzo chory. Kobieta udała się do klasztoru, ale nie wiedziała jak dotrzeć do Ojca Pio. Żeby się wyspowiadać przed nim musiała czekać aż trzy dni. Chcąc zwrócić na siebie uwagę wstała w czasie mszy i przeszła z jednej strony kościoła na drugą. W końcu zdecydowała się w modlitwie opowiedzieć o swoim problemie Maryi i prosić o pomoc Ojca Pio.  Po mszy zaczęła ponownie iść przez kościół, żeby spotkać Ojca Pio. W końcu doszła do słynnego korytarza przez który zawsze przechodził Ojciec Pio. Jak tylko Ojciec Pio ją zauważył powiedział: “Kobieto małej wiary, kiedy w końcu poprosisz mnie o pomoc? Czy uważasz, że jestem głuchy? Pięć razy już opowiedziałaś mi o swoim kłopocie, kiedy stałaś przy mnie. Ja rozumiem! Ja rozumiem! …Idź do domu. Wszystko jest dobrze.”  Poszła do domu i zobaczyła, że jej mąż wyzdrowiał.

 

W kronice klasztoru, w rubryce z dnia 23 października 1953 roku możemy przeczytać zapis.

"Dziś rano panna Amelia Z., dziewczyna niewidoma od urodzenia, mająca 27 lat, pochodząca z prowincji Vicenza odzyskała wzrok. Prosiła ona Ojciec Pio o wzrok po swojej spowiedzi. Ojciec Pio powiedział: "Bądź pełna wiary i wiele czasu spędzaj na modlitwie". W tym samym momencie młoda dziewczyna zobaczyła Ojca Pio: twarz, ręce, pół-rękawiczki ukrywające stygmaty.

Wzrok szybko powracał. Dziewczyna poinformowała Ojciec Pio o cudzie. Zakonnik powiedział: "Podziękujmy Bogu."

Młoda dziewczyna poprosiła Ojca Pio o całkowite odzyskanie wzroku, na co on odpowiedział: "Powróci krok po kroku."

piotrus74_2884aeaac526e6476b57fe75f749a1
bottom of page